Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

Pan Teodor był, jak się o tem przekonał po kilku chwilach pobytu Adryan najlepszym z mężów i najprzypłaszczeńszym z perskich pantofli. Po herbacie chciał, usiadłszy przy żonie, grać rolę dawną rozkochanego i czułego, ale mu to z oburzeniem zganiono, jak rzecz nieprzyzwoitą i zakazaną. Odstąpił więc markotny.
Wszystko się jakoś tego wieczora nie składało, bo zaledwie od herbaty wstawszy przeszli do salonu oświeconego wspaniale, gdy zaturkotało; gospodyni rzuciła się niecierpliwie, Teodor pobiegł do drzwi. Wypadek niefortunny zrządził, że przybyli właśnie na pokaz państwo Maciorkiewiczowie.
Męczyński nie umiał pokryć swojego nieukontentowania, ale, cóż począć było? Weszła najprzód pani Michalina ubrana bardzo skromnie, zmieniona na różową i otyłą kumoszkę, wesołej i rubasznej twarzyczki, a za nią mąż, na zamożnego ekonoma wyglądający, oboje krzykliwi, śmiejący się, i z siebie szczęśliwi. Misia zobaczywszy Adryana, którego poznała, aż krzyknęła z radości i przybiegła obie mu wyciągając ręce. Owo dziewczę smutne i milczące stało się kobieciną trochę mamę przypominającą, rysów dosyć i pospolitych, lecz tryskających zdrowiem i życiem.
Gospodarz nie kryjąc kwaśnego usposobienia przywitał się ze szwagrem, i spojrzał z ukosa na Adryana, jakby mu mówił: Licho ich tu przyniosło.
Podano po raz wtóry herbatę, bo Maciorkiewiczowie byli po szlachecku głodni i z tem się nie kryli. Korzystając z ich wyjścia, Teodor zbliżył się do Adryana i zabrał go z sobą do fumoiru, bo w salonie palić nie było wolno. Tu podając mu cygaro, westchnął głęboko.
— No, patrz, traktuję ich jak najzimniej, Liza ich nie lubi, a nigdy nas nie miną. I składa się, jakby naumyślnie, gdy mamy gości, przy którychby człowiek nie rad się chwalić takiem pokrewieństwem, że oni właśnie nas najadą. To mi moje szczęście truje.