Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   58   —

Teodor o mało nie przykląkł przed nią, skończyło się jednak na przybliżeniu czułem i na szepcie bardzo pośpiesznym.
Gdy Liza zarumieniona odbiegła do matki, Teodor jak wkuty stał na środku pokoju. Adryan wchodził właśnie, i znalazł go tak zadumanym, iż pierwszych słów przemówionych doń nieposłyszał.
— Stało się — mruknął po cichu — stało się!
Ponieważ i Zamorski wrócił właśnie od siana, dłużej mówić o tem nie było można. Pan Teodor wyglądał jak z krzyża zdjęty.
Liza tymczasem wprost poleciała do pokoju matki, zajętej krajaniem bielizny, Misia z podwiązaną twarzą siedziała przy niej. Otworzyła drzwi gwałtownie, wbiegła i rzuciła się na kanapkę, twarz zasłaniając rękami.
— Co tobie, szalona dziewczyno! — zawołała matka.
Liza zerwała się na nogi, twarz jej promieniała, rzuciła się matce na szyję.
— Matusiu! — oświadczył mi się!
Misia krzyknęła, matce nożyczki wypadły z rąk, ale z powagą wielką zawołała:
— Przecież go sumienie ruszyło.
Nikt nie rozbierał ściśle tego wykrzykniku, który bardzoby fałszywie mógł być tłómaczonym, gdyby nie był czysto przypadkowym i bezmyślnym. Matka chciała powiedzieć, iż dawno już powinien był to uczynić.
Odesłałam go do tatka i mamy — mówiła zdyszana Liza klaszcząc w ręce. — Jutro u niego obiad, Pawłowstwo całym dworem, Krzysztof, my, prosił, żeby mu dopomódz, no, i tak się szczęśliwie zgadało. Niezawodnie dziś wieczorem powie ojcu...
Zamorski chociaż bardzo prostego człowieka udawał, spojrzawszy na twarz pana Teedora niemal z niej wyczytał, że coś zaszło ważnego, a gdy mu się