Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

ty się gdzieindziej zakochał i zapomniał o narzuconej mi wychowanicy, albo porzucasz i znajdujesz dziewczę zmienione, pozbawione tego wdzięku prostoty, który miał urok dla ciebie, i Dosia osiada na koszu, nieszczęśliwa na życie całe.
— Dlaczego? dlaczego? — pochwycił Adryan. — Mój Boże! więc wychowanie i światło jest tak niebezpiecznym darem, który z sobą niesie pragnienia, jakich świat nasycić nie może? Więc nauka może być trucizną? więc ona tylko namiętności i żądze rozwija, a nie rozum, co nad niemi panuje? Ja sądzę, że wychowanie powinno uczyć człowieka godzić się z przeznaczeniem, z pracą, z niedolą nawet, i dawać mu siły, a nie osłabiać? Jakieżby to było wychowanie, coby gorszym oddało dziecię, niż wzięło? Dlaczego ma stracić prostotę? To są wszystko dla mnie rzeczy niezrozumiałe, chyba tem wytłómaczone, że wychowanie jest złe, a ja o takiem wiedzieć niechcę. Niech jej ciocia, da dobre, a da jej skarb. Z takiem ona nie powstydzi się rodzicom pomagać w najcięższej pracy, i ubóstwo lżejszem się dla niej stanie.
Adryan mówił z zapałem, który hrabinę ujął, zbliżyła się doń i pocałowała go w głowę.
— Masz słuszność — rzekła — jam mówiła o wychowaniu tem tuzinkowem, pospolitem, któremu imię to dają niesłusznie, tyś je pojął lepiej. Gdybym wiedziała, że potrafię...
— Ciociu, niech głowie pomoże serce... temi tylko dwoma czynnikami coś dokonać można, one są jak dwie części składowe powietrza, którem oddychamy, żadną z nich żyć samą nie można, spojone z sobą, dają życie. Serce może się obłąkać, rozum może się omylić, we dwoje są nieochybni...
— Ja ci się oprzeć nigdy nie umiem — szepnęła hrabina — więc zobaczemy...
Adryan aż upadł przed nią na kolana, pochwycił jej ręce, całując z zapałem i wybiegł szybko.