Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   13   —

rem, a wstąpiwszy, starała się widzieć i rozmówić z panną Dosią Wilczkówną.
— A! zwowu ona! tyle o niej mówicie, żem doprawdy jej ciekawa.
— I należy ciekawości tej dogodzić.
— A potem?
— Jeśli się Dosia podoba, jeśli ją znajdzie ciocia taką, jaką się ona nam wydaje, czemużby jej nie można wziąć do Zamostowa na wychowanie? — Z takiego szlacheckiego kruszczu zrobić artystyczne arcydzieło, nie byłożby to godnem jej serca? nie zajęłożby to cioci i nierozradowało, gdyby pod jej oddechem pączek ten rozkwitł pięknemi, pełnemi barwami?
— Ale cóż ci się śni? — zawołała hrabina — ja? wychowywać to dziecko lasu? czyżby mi ją dali rodzice?
— Z pewnością — rzekł Adryan — byłoby to dzieło chrześciańskie godne serca waszego.
— Tak — przerwała hrabina — oderwać ją od tego życia, w którem jest szczęśliwą, dać jej nowe pragnienia z jej stanem niezgodne, na to, ażeby wyrzucona ze społeczeństwa, stała się istotą zwichniętą i biedną, jeśli nie gorzej, jedną z tych nienależących do żadnej klasy wyrzutków, związkami krwi połączonych z ludem, a duszą z temi, co ją odepchną, lub... Adryanie, znać, żeś młody.
— Nie zapieram się tego — odparł Adryan spokojnie — właściwością mojego wieku jest marzenie, lecz, gdyby Dosia stała się tem czem marzę?
— To cóż? — zapytała hrabina.
Adryan pocałował ją w rękę.
— Burę dostanę — ożeniłbym się z tą Dosią.
Pani Wanda śmiać się zaczęła, lecz wkrótce twarz się jej zasępiła.
— Mój Adryanie — rzekła — przypuść, żem cię usłuchała, wzięłam Dosię. Ty naturalnie rok lub więcej nogą byś niepostał w moim domu, zajęłabym się nią całem sercem. Po tych dwóch latach, alboś