Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

nie zapraszano. Hrabina oświadczyła nawet, że nie jest pewną, czy na czas jakiś nie wyjedzie z domu.
Humor Kornelii zrazu bardzo wesoły, pod koniec się też zmienił i stał ponurym. Spodziewała się wcale innego wrażenia, a choć tłómaczyła sama przed sobą, że od pierwszych odwiedzin niepodobna było wymagać wiele, jednakże gniewała się na hrabinę.
Po wyjeździe kasztelanowej, Teodor już z kapeluszem w ręku przysiadł się do gospodyni, od niechcenia jakoś zacząwszy jej opowiadać żartobliwie żywot i sprawy kasztelanica.
Z początkiem słuchała ich roztargniona hrabina, lecz wkrótce przerwała mu tem, że wiedziała to wszystko z dawniejszych czasów. Musiała nawet wspomnieć z tego powodu męża, czego zwykła była starannie unikać. Dała do zrozumienia, że nie radaby słuchać więcej.
Jakby domyślając się tej małej intryżki, przysiadła się zaraz panna Kornelia, usiłując ją zneutralizować.
— Znałam dawniej pana Walerego — odezwała się — zawsze to był człowiek niezmiernie miły, ale jakże dziś zyskał, jak zyskał, jak spoważniał. Co za dowcip, jakiego coś sympatycznego, a jakie serce, jaki to syn dla matki!
— W istocie? — spytała hrabina — zmienił się tak bardzo w twych oczach? Ja tego nie znajduję!
— A! pani moja — poczęła Kornelia — jak można tego nie widzieć.
Rozpoczęty w ten sposób panegiryk kasztelanica ciągnął się długo, bo panna Kornelia i wymówną była i wielomówną, czy poskutkował osądzić było trudno, gdyż Wanda słuchała go chłodno i niewiele zdając się do tego przywiązywać wagi. Teodor nareszcie odjechał, a Adryan, gdy zostali sam na sam, uwziął się, aby Kornelię doprowadzić do niecierpliwości, dal-