Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Powieść, jak wszystkie, na życiu osnuta, a życie nigdy się nie kończy, ogniwa jego, łańcuch na wieczność uwity, spajają się z sobą i ciągną z ciemności przeszłych do przyszłych ciemności. Najtrudniejsze zakończenie, ono zawsze chcąc być z prawdą życia zgodnem, musi być rozciętem pasmem, urwanem ogniwem, złamanem czemś i niedośpiewanem.
Słowa poety prorocze — „Niech słuchacz w swej duszy dośpiewa“ — tak dobrze stosują się do wielkich pieśni, jak do drobnych obrazków. Po za ramami ich, życie ciągnie się dalej, w nieskończoność...
Chcąc zakończyć powieść, chcielibyśmy odesłać czytelnika tam, gdzie ona dotąd się ciągnie z tego samego wątku, w bohaterach nie bohaterskich, lub krwi ich i uczuć potomkach.
Przerzucamy notatki nasze, i szczęściem natrafiamy na zżółkły papieru kawałek, na którym epilog mimowolnie zapisała ręka Adryana. List ten poufny do przyjaciela, zawiera niemal wszystko, co o osobach wchodzących do powieści, dopowiedziećbyśmy mogli, rozwlekłej może, ale pewno nie żywiej i nie lepiej od tego, który się z własnych przygód spowiadał...