Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —

— Więc młodsza?
I to nie. Trzecia mi się podobała najlepiej — rzekł Adryan.
— Jaka? która?
— Panna Wilczkówna, Dosia, polny kwiatek cudowny.
— A! a! — zawołała hrabina rumieniąc się.
— A panny Zamorskie?
— Ekstra miłe, alem się rozmyślił, młodsza wychodzi za pana Maciorkiewicza, a starsza zastawia sidła na pana Teodora, niechcę nikomu przeszkadzać.
— Tegom się domyślała — rzekła panna Kornelia — dziewczyna filut wielki!
— I poszedłbym o zakład, że pan Teodor w końcu z nią się ożeni.
Hrabina uśmiechnęła się smutnie.
— Prawdziwiebym rada była — rzekła — żeby to przyszło do skutku, pannie byłoby z tem bardzo dobrze, jemu także.
— A hrabina byłaby wolną od nieznośnych starań pana Teodora, który odprawiany powraca uparcie, wzdycha, patrzy i po każdym obiedzie ośmiela się do pół oświadczenia — mówiła szydersko panna Kornelia.
Hrabina pogroziła jej na nosie, Adryan się rozśmiał.
— Jeżeli to koniecznie dla spokoju cioci potrzebne, ożeniemy pana Teodora.
— Któż? pan? — śmiejąc się poczęła kuzynka — o! doskonały swat!
— Przekonasz się pani, że lepszego nie ma nademnie — wesoło mówił Adryan.
— Więc i mnie pan wreszcie kogo wyswataj — dodała dygając panna Kornelia.
— Dajcie mi się państwo rozpatrzeć tylko, a wszystkich pożenię — zakończył Adryan. Obrócono to w śmiech.