Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —

— Starej piwnicy nie mam — odezwał się Paweł, bo ja sam człowiek nowy. Nie miałem długo nic, oprócz dzierżawy i handlu, dopókim się powoli nie dorobił znowu do ojcowizny. Sprzyjał mi los, żem ją na nowo mógł odkupić i wyrwać z rąk obcych. Wprawdzie mam jeszcze długi, ale z tych wyjdę. Nie mogęż się tem pochlubić, przynajmniej tak jak Krzysztof chlubi się nieskażonem niczem szlachectwem swojem, które w pudełku trzymał zamknięte.
— Mnie się zdaje — wtrącił Adryan — że ani jemu nie można mieć za złe, iż się zakopał w lesie, ani panu, żeś pracował i walczył. Każdy z panów szedł za swem powołaniem, a ludzie są stworzeni różnie.
— Masz pan zupełną słuszność — rzekł Teodor — a wino pana Pawła doskonałe i nie mówmy już o tem. Gdybyśmy jeszcze kiedy dwóch braci do siebie zbliżyć i pojednać mogli — dodał — wszystkie moje życzenia byłyby spełnione.
— Mnie się zdaje — cicho odezwał się Adryan — że do tego przyjść musi.
— Ale ba! — rzekł Paweł — ja się już przestałem spodziewać, choć ja i żona niczego w życiu nie pragniemy więcej.
Gość się obejrzał.
— Mam pozwolenie odwiedzenia pana Krzysztofa — rzekł nagle — przyszłym razem gdy tam jechać będę, niech państwo dadzą mi za towarzysza swojego syna.
Pani Pawłowa zarumieniła się.
— Ja z panem chętnie pojadę — zawołał chłopiec.
— Może się to na co przyda — dokończył Adryan.
Tą myślą, która zdawała się szczęśliwą, pozyskał sobie gość serca państwa Pawłowstwa. Teodor nie mógł sobie darować, że jemu to wprzódy do głowy nie przyszło.
Do wieczora zszedł czas bardzo przyjemnie, Paweł wprawdzie za wiele może mówił o swoim dorobku, który był celem jego życia, nadto się może chwa-