Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   68   —

— I to już pan wiesz! — zawołał.
— Jakto, i to? ale ja wiem co do joty wszystko; wystudyowałem doskonale grunt, po którym mam chodzić, znam historyę pańską.
— Moją! — przerwał przestraszony Teodor.
— O ile ona jest dostępna dla profanów i o ile wolno mi ją było poznać — dodał Adryan — wiem o panu Krzysztofie... od a do z... wszystko.
Pan Teodor stanął zdumiony.
— Zkądże, od panny Kornelii? — spytał.
— Nie od niej jednej — mówił z młodzieńczą żywością Adryan — proszę pana, siedzę tu dzień trzeci, a od czegóż rejent, choć małomówny, ludzie... zresztą talent prawnika (chodzę na prawo), który może być kiedyś sędzią śledczym, jeśli nie zostanie romansopisarzem?
Zaczął się śmiać pan Teodor. Adryan mu pomógł i śmieli się jak starzy, dobrzy znajomi, gdy obleczona swą zwykłą powagą, piękna, majestatyczna wyszła ciocia Wanda.
Zobaczywszy dwóch panów w tak doskonałej komitywie, uśmiechnęła się i ona.
— Ciociu dobrodziejko — zawołał Adryan — w niedostatku mistrza dworu, to jest rejenta, zaprezentowałem się czcigodnemu panu Męczyńskiemu, nie wziął mi tego za złe... i pierwsze lody wspólnemi siły połamane.
To mówiąc ukłonił się, ciotkę w rękę pocałował, i zostawując panu Teodorowi czas na przywitanie ceremonialne, sam poszedł do okna. Zdawało się, że w miejscu mu trudno było ustać i zamilczeć chwilę.
— Miła to dla mnie niespodzianka taki gość... taka znajomość — odezwał się pan Teodor — przynosi nam z sobą życie do tego zamarłego kątka.
— O! życia ma tak, że mógłby się niem podzielić — odrzekła hrabina spoglądając zdala na Adryana, który już w braku zajęcia nuty przewracał na fortepianie. — Trzeba go hamować, ale nam, starym, ten