Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

dla siebie, miał go dla mnie. Któż wie, czy nie słusznie mi wyrzucał próżnowanie? O Zamorskich tylko niesłusznie sądzi tak surowo, bo ich nie cierpi; Liza jest czarodziejką.
Stary kawaler na przemiany marząc o Lizie i o hrabinie, położył się wreszcie, a we snach wróciły obie postacie nie dając mu spoczynku.
Dramat, który się odegrywał między kilkoma osobami naszej powieści, cały był w ich piersi i wnętrzu, nic z niego nie wychodziło na zewnątrz. Hrabina cierpiała i przemagała się, aby okazać chłodną i niezmienioną, Krzysztof roznamiętniony był, a wracał do dawnego życia, jakby nie stał na progu śmierci z niesmaku do niego. Dosia gospodarowała z sercem rozkołysanem, Liza piorunowemi gromy przebiegała fortepian, Zamorski zajęty był wrzekomo gospodarstwem i niewinny jak baranek, a pan Teodor błąkał się z myślami niewiedząc co ma uczynić z sobą.
W młodości, w jakimkolwiek człowiek idzie kieranku, sprężyna ta, którą jest wola, pędzi go silniej, dobiega celu prędzej, lub omyliwszy się na nim cofa. Uczucia i namiętności prędzej się rozwijają. W wieku późniejszym, człowiek doświadczeniem onieśmielony, stawi kroki ostrożnie, często nie wie gdzie iść, porusza się i cofa, przedłuża drogę, nieufa sobie, boi się losu.
W takiem położeniu były wszystkie niemal główniejsze osoby powieści naszej, a skutkiem przeciągnionej niepewności, która nuży człowieka, jest prawie zawsze krok nierozważny i popędliwy, którego celem pozbyć się dręczącego oczekiwania jutra i obawy gorszej od nieszczęścia samego.
Pan Teodor wstał nazajutrz zmęczony, rozdrażniony z mocnem postanowieniem stałego zajęcia się własnym losem i uczynienia stanowczego kroku. Dał sobie tylko jeden dzień do namysłu i — pojechał do chaty Wilczków, nie dobrze wiedząc po co tam wracał tak prędko. Chciał się radzić Krzysztofa, choćby się z nim miał pokłócić. Rozmowa z nim poddawała