Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

nowego opatrzenia rany, Krzysztof oczy otworzył, zamknął je i dał z sobą czynić co się podobało.
Dobre pół godziny trwało to nowe opatrywanie, które nie dobyło ani jęku z ust rannego. Schirner zauważył że felczer, raczej przypadkiem niż umiejętnością, uczynił co było można w pierwszej chwili. Obandażowano bok i zalecono spoczynek.
Dzień był biały gdy staruszek zmęczony, ocierając pot z czoła, wyszedł odetchnąć na podwórko. Teodor i Paweł przystąpili do niego, badając oczyma, a pytać nie śmiejąc.
Człowiek jest zdrów i silny — rzekł Schirner — rana ciężka, ale niebezpieczeństwa nie widzę. Wyjść może jeśli komplikacya jaka stanu nie pogorszy.
Potrząsnął głową dziwnie.
— Zkądże taki strzał? — dodał.
— Nieostrożność — wtrącił Teodor.
Staruszek popatrzał na obu, ramionami ruszył, powtórzył: nieostrożność! — i zamilkł.
— Potrzebna spokojność — dodał — nic więcej, felczer opatrzeć potrafi, a ja od czasu do czasu zajadę.
Nie było czem tak bardzo przyjmować w ubogiej chacie, nawykłego do wygód i popsutego pieszczotami staruszka; wybrał się więc wprędce, pod pozorem że ma innych chorych do odwiedzenia. Wypadek chciał by mu droga szła na Zamostów, gdzie ekonomowa była chora. Chociaż Schirner słyszał był kiedyś może, o stosunkach Krzysztofa i Wandy, zupełnie o tem zapomniał.
Przybył w rannej godzinie na folwark. Krótko tam zabawił, znalazłszy chorą lepiej daleko, a że go dobrze przyjmowano w pałacu, gdzie panna Kornelia za to nudziła go swemi spazmami, migreną i wypadającemi włosami, poszedł się pokłonić jeśli nie hrabinie to tej kuzynce. Spodziewał się tu dobrej kawy.
W pałacu wstawano dosyć rano, panna Kornelia wprawdzie jeszcze nie była ubrana do ludzi, ale hra-