Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

gli. Przeszłości trzeba zapomnieć, ale teraźniejszości nie należy wyrzekać.
Krzysztof, jakby niezrozumiał z razu, długo patrzał milczący, cierpliwość i zimna krew opuściły go nagle, poruszył się na krześle.
— Pani więc myślisz że mnie nic ta bytność tak jak ją nie kosztowała, że przybyłem dla ciekawości i mógłbym od czasu do czasu stawić się tu, aby jej dostarczyć cierpliwej ofiary, która wszystko znosić musi, byle uratowała się od mniemanej kompromitacyi? Przyznam się pani, że musiałaś zapomnieć jakim byłem dawniej, lub sądzisz, żem tak się potrafił zmienić.
— Jak ja? nieprawdaż — szydersko zawołała hrabina. — Ale ja się nie zapieram wcale tego, że jestem zupełnie, całkowicie zmienioną, że we mnie nie zostało nic z dawnej płochej dzieweczki jaką mnie znałeś. Musiałam tonąć i ratować się, przejść przez wszystkie jego obrzydliwości; tak jest! miałam prawo zmienić się... zmienioną jestem.
— A ja, nie! — przerwał rozogniając się pan Krzysztof. — W mchu tych moich lasów zasnąłem, zaskrzepłem z młodemi uczuciami i przeżyły we mnie za kres zwykły gdy u innych uczucia tępieją i serce bić przestaje.
Spojrzał na nią rozpromienioną bólem twarzą, paliły mu się oczy. Wanda wejrzenia ich znieść nie mogła, drgnęła i spuściła źrenice.
— Z uczuciami staremi włóczyć się po świecie aby je drażnić, rozżarzać i cierpieć od nich, byłoby samobójstwem — dodał pan Krzysztof — nie mam żadnego celu wychodzenia upiorem z grobu i przebaczysz mi pani, że tego więcej nie uczynię.
— Uspokój się pan, proszę — odezwała się hrabina spojrzawszy w ganek na Kornelią — mówimy tak żywo, że moja kuzynka posądzić nas może o wcale inną treść rozmowy. Radabym pana widzieć chłodnym, przejednanym z losem i pożegnać go, do widze-