Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   123   —

w kronikach, w herbarzach, w Biblii i kilku pisarzach starożytnych. Dawniej pisano mniej, nienadużywano słowa, wszystko więc niemal co pozostało z przeszłości ma daleko większą wagę, pełniejszem jest i silniejszem, książki te powtarzać można, myśl pracuje nad niemi. Szczególniej zajmowała mnie nasza przeszłość.
— Szlachecka! — wtrąciła Kornelia. — Przyznam się panu, że tej miłości dla świata, co w guzach szukał przyjemności, pociechy w kieliszkach, u którego kobieta była zepchnięta do kądzieli, trudno dziś podzielać.
— Bo tego świata państwo wcale nie znacie. Choć nie zbyt od nas oddalony znikł prawie bez śladu i jak po człowieku zostaje, co w nim najmniej pięknego, kości suche, tak po tym świecie pozostały też rusztowania, co go trzymały, życie, co je oblekało, znikło. Trzeba być wieszczem, aby je odgadnąć i odtworzyć.
— Nie ma większych kłamców, jak poeci — odezwała się panna Kornelia.
— Tak, ale nie ma większego fałszu, nad to, co się zimną często prawdą nazywa. Prawda życia, jak woń kwiatu, ulatnia się i uchodzi.
Westchnął pan Krzysztof, a hrabina chcąc przerwać rozmowę niewłaściwą, wspomniała umyślnie o panu Teodorze.
— Nie wiesż Adryanie, czy dziś nie przyjedzie?
— Panny Zamorskie go nie puszczą — wtrąciła siniejąc się Kornelia.
— Jestem pewny, że gdyby mógł przyjechałby niezawodnie, ale po uszy w interesach.
— Za późno pono je sobie przypomniał — rzekł Krzysztof — wątpię, ażeby je mógł uratować.
— Sam pewno nie — odezwał się Adryan — ale by mógł wezwać w pomoc pana Pawła, a ten by to może potrafił.
Krzysztof na wspomnienie brata, zamilkł spuszczając głowę, rozmowa rozbiła się o to imię. Adryan