Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   81   —

— Co zobaczy? u nas nie ma co widzieć, a we dworze? dobrze mu tak, dobrze — mówiła Zamorska robiąc spokojnie pończochę — gdyby był tego, z pozwoleniem, starego osła nie osadził we dworze, a nam go dał na mieszkanie, zastałby wszystko jak należy. Sam sobie winien. Posadził tu tego głupiego szpiega... otóż ma.
— Stary będzie na nas psy wieszał.
— Wcale się o to nie ma co troszczyć... Olszak się rozpił, będzie bredził trzy po trzy, znudzi go, i tyle. Nie ma się co obawiać. Cóż powie? co powie?
— Ale ba! — westchnął Zamorski — prawdą a Bogiem, cośby się tam znalazło z drobnych rzeczy, wszelako ja się o to nie boję. Bóg z nim, gorzej, że gdy sam tu przybędzie, może znaleźć sposób oczyszczenia majątku, i Zieleniewszczyzna się nam z rąk wyśliznie.
Jejmość milczała chwilę, patrząc na pończochę.
— Przed niewodem ryb nie trzeba łapać — rzekła po cichu. — Człek nie bardzo stary... znudzony... kawaler... mój jegomość, różne się rzeczy trafiają. Ja mam jakieś takie przeczucie, że my go sobie łatwo przychołubić potrafimy.
A ciszej dodała, jakby na próbę:
— A gdyby mu się która podobała!
To mówiąc, podniosła głowę i postrzegła, że Zamorski promieniał, śmiał się i do ręki jej skoczył, aby za tę myśl swą trafnie odgadniętą pocałować.
— Jak to my zawsze z tobą, moja duszko się zgadzamy — rzekł z uniesieniem. — Naprawdę, nie śmiałem sam z tem wystąpić, ale mi to ciągle po głowie chodziło. Prawda, że Liza ma lat...
— Co tam lata! kto te lata liczy — przerwała żywo pani Zamorska nie lubiąca podobnych rachunków. — On ma lat...
— A no, z pięćdziesiąt, ale słyszałem od tych, co go widzieli niedawno, że bardzo pięknie się zachował i wygląda młodo. Stary bałamut.