Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

i różnych wypadków, o których niejasne chodziły podania, pozalepiano papierem i pozakładano błonami sosnowemi. W ganku wchodki pogniłe zastępowały cegły niezręcznie pokładzione, posadzki były pobutwiałe, sufity rysowały się, tynk opadał. Nawykłemu do porządku i komfortu za granicą, wydało się to panu Teodorowi przerażającem.
Olszak mu dowodził, że gdzie kilkanaście lat dziedzic nie zaglądał, inaczej być nie mogło, a może miał nieco słuszności.
Dzierżawca wprawdzie mieszkał, wedle umowy, na folwarku, lecz folwark przybrał teraz pozór dworu, a dwór wyglądał na dymissyonowanego. Tu przybudowano wiele, przyozdobiono, poobsadzano, powyklejano i było w nim, jeśli nie smakownie to bardzo przyzwoicie, a nadewszystko wygodnie, gdy we dworze u dziedzica w pierwszych dniach stęchlizna i ruina pobyt niemal niemożliwym czyniły. Piękny ów cienisty ogród starożytny, o który pan Teodor dbał tak bardzo, podobniejszym był do zdziczałego lasu, niż do ręką ludzką stworzonego ogrójca... Stare lipy, które wiatr poobalał gniły nietknięte, bo nikt nie miał prawa ani ochoty ich ruszyć.
Poczciwy, a nudny i niedołężny Olszak gderał, stękał, pił, łajał, skarżył się, przeklinał, ale się nie brał do niczego i był konserwatorem nieładu, który rósł co chwila. Oszczędzał skrzętnie złotówki, a szkody robił na tysiące. Był-to starowina zgryźliwy, lubiący narzekanie, potrzebujący walki do życia, szukał więc jej mięszając się nie w swoje rzeczy, gdyż siebie za rodzaj nadzorcy uważał i groził ciągle raportami do dziedzica. Zamorski śmiał się, ruszał ramionami, pozwalał gderać do syta, ale staremu nawzajem dokuczał o ile możności.
Gdy pan Teodor przyjechał, Olszak przez dni kilka tak mu głowę nabijał zbieranemi długo zażaleniami, iż w końcu ani się w nich rozpatrzyć, ani ich spamiętać było podobna. Wszystko to zbiło się ja-