Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

— Uczyń-że mi tę łaskę i nie mów o niej — rzekł Krzysztof.
Zamilkli obaj.
Teodor począł znowu nalegać, aby jechali do Zieleniewszczyzny, ale Krzysztof oparł się stanowczo...
Mówili o rzeczach dawnych, potem Teodor opowiadał o różnych własnych przygodach, naostatek gdy się wszystkie przedmioty wyczerpały, wstał i począł się żegnać.
— Słuchaj-no — odezwał się trzymając rękę gospodarza — żyj sobie jak chcesz dla drugich, ze mną musisz po staremu. Musisz mi dać pozwolenie zaglądania do siebie; od tego nie odstępuję... — Spojrzał mu w oczy. — Od czasu do czasu zajrzę tutaj!
— Ja często się włóczę po lesie — rzekł Krzysztof.
— No — znajdę nie znajdę, próbować będę. Nudzę się; z tobą jestem jak z bratem... Gdybyś ty chciał zajrzeć do mnie.
— Nie mogę — odparł stanowczo Krzyś.
Z wielkiem zawsze podziwieniem dla Staszuka, gospodarz wychodzącego przeprowadził nietylko do ganku, za bramę, ale zszedł z nim rozmawiając z pagórka i nie wrócił, aż w dali powóz na drodze stojący zobaczył. Pożegnali się tu serdecznie, Straciwszy z oczów Teodora, szybkim krokiem udał się pan Krzysztof do zamku. Twarz jego przybrała znowu wyraz posępny i zamyślony. Dwa te dni i dwa spotkania wzburzyły go i napełniły niepokojem. Miał mocne postanowienie szukania na to ratunku, nie znalazł innego nad samotność; zawołał sługę.
— Strzelbę mi podaj i torbę — rzekł — idę w las, niewiem kiedy powrócę — być może, iż dni kilka w domu nie będę. Jeśliby kto przybył, przysłał, odpowiesz, że mnie nie ma i że niewiesz kiedy powrócę. Rozumiesz?
— A jużcić! — westchnął Staszuk.
Stojący w ganku stary sługa zobaczył pana, który Hermesa z sobą zawołał, spuszczającego się naj-