Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   33   —

Długoby o tem gadać było, jak Wilczki do tego przyszły, że się z niemi gorzej, jak ze psy obchodzą.
Od tych słów poczęła się dłuższa rozmowa, szlachcic się Krzysztofowi podobał, bo miał niedogasłą w sobie butę szlachecką i wiele dziwactw wylęgłych z niedokończonej w szkołach nauki. Nasienie w chwast się przerodziło bujając, ale piękne przybierało czasem kształty. Szlachcic życia nie rozumiał dobrze, lecz je sobie po myśli jakiejś tworzył, co się ku górze wsparła. Był to samorodny filozof w siermiędze, który wiele odgadł, przedumał i wysmażył wśród trudu ciężkiego.
Pan Krzysztof dowiedział się od niego, że miał żonę i dziecię, ulitował się nad nim, i na myśl mu przyszło, osadzić go u siebie. Szlachcic szlachcicowi winien był podać rękę w imię starej solidarności całego rodu, który był jakby jedną niegdyś, choć niesforną, rodziną.
Poszli więc zaraz powstawszy obaj z pieńków, oglądać miejsce, które obrał już w myśli pan Krzysztof na przyszłą dla Wilczka sadybę. Polanka na granicy lasu bardzo się podobała wędrowcowi, umówiono warunki, stanęła zgoda i Wilczek poszedł do zamku, aby się obszerniej rozmówić.
Ci dwaj ludzie cale różnych stanów i wychowania, przypadli do siebie dziwnie, szlachcic się do pana Krzysztofa przywiązał całą siłą wdzięczności, on pokochał go, jak się kocha zwykle tych, którym się coś dobrego uczynić mogło. Bywało więc często, iż przychodził pod nową chatę pan, a Wilczek stawał mu do długiej rozmowy, którą się obaj tak prowadzić nauczyli, iż jeden drugiego nie raził.
Żona Wilczka była jedną z tych spokojnych niewiast, którym nędza nie wyjadła serca. I ona pokochała tego smutnego starca, przed którym drżała, ale który sam jeden na szerokim świecie jej męża potrafił ocenić. Oprócz ich dwojga w chacie był chłopak, sie-