Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

Gdy w przechadzce swej zwrócił się ku niemu twarzą pan, spojrzeli na siebie.
— Czego stoisz?
— A cóż, mam mu powiedzieć, ażeby szedł do djabła? hę?
I pomilczawszy dodał:
— A pięknie to będzie? Widział, że pan powrócił? Hę? Cóż ludzie pomyślą? że pan odpowiedzieć nie chce bratu? Po cóż się to zdało, żeby cały świat bajki sobie z tego plótł. I to trzeba, żebym ja głupi mądrego pana uczył, żeby odpisał dwa słowa, a ludziom się na pośmiewisko nie dawał. Po cóż to? po co?
Rękami zamachnął i umilkł.
Pan nań popatrzał i nie mówiąc nic poszedł do stolika. Staszuk mu przyniósł świecę. Szybko nakreślił słów kilka z widoczną niechęcią, i oddał je milczący. Sługa wyniósł się natychmiast, lecz nie zszedłszy ze schodów, powrócił przestraszony.
Zobaczywszy go, myśliwy, który się znowu przechadzał, stanął.
— Co się stało?
— A no, niedoczekał się pono odpowiedzi, i jedzie — krzyknął zdyszany Staszuk.
Na te słowa drgnął i ruszył się żywo myśliwy.
— Nie ma mnie w domu! rozumiesz!
— Nie może być, nie może być — począł Staszuk — czyż ja... (tu schylił mu się do kolan), czyż ja was mam prosić o to, abyście brata przyjęli? panie?
Spojrzał mu w oczy. Wtem gwar się wszczął w dziedzińcu; psy nie nawykłe do obcych, szczekały. W bramie ukazało się dwie postacie, niepewne, czy dalej iść mają. Staszuk nie słuchając odpowiedzi wybiegł ku nim. Psom nakazał milczenie i z wielką powagą począł się zbliżać ku bramie.
Oczekujący nań tutaj byli... pan i sługa. Pierwszy z nich po podróżnemu ubrany, nieco młodszy od myśliwego, podobnych do niego rysów, ale mniejszego wzrostu i twarzy zmęczonej i zwiędłej, z dziwnym