Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   101   —

Tak to przerwanie dziwaczne, było widocznym skutkiem myśli jakiejś wewnętrznej, która nagle przyszła Wilczkowi, iż dzierżawca to postrzegł i wtrącił:
— O czem żeś się to pan zamyślił tak, panie Wilczek?.
Leśniczy stał jak rażony z głową spuszczoną, nie chciał mówić, a nie wiedział jak się wytłómaczyć.
— E! to tam nic, nic, to ja tak sobie kombinuję — westchnął po chwili stary — kombinuję, a no, dziwne ludzkie sprawy, dziwne.
— Waćpan co go tak kochasz i w którym on ma zaufanie, pan co do niego masz łatwiejszy przystęp nad innych — począł dzierżawca — waćpan byś powinien mu to poddać przecie, aby chociaż szczęścia spróbował. Niechby wylazł trochę, choć gwałt sobie zadawszy, z tej leśnej skorupy. Będzie mu źle, któż broni do niej powrócić? A ja waćpanu powiem pod sekretem, między nami, że mi się zdaje, iż... — Tu się pochylił do Wilczka. — Mnie się zdaje, że w Zamostowie na niego czekają, hę?
Stary Wilczek zadumał się, ręką powiódł po czole, westchnął, obejrzał się. Zamorski wstał z przyźby właśnie i powoli począł iść ku wrotkom z panem Wilczkiem, zamyślonym głęboko.
— Osobliwszą mi to rzecz powiedzieliście — mruknął stary tak cicho, jakby się lękał sam siebie i własnego głosu — może gdyby sumienie dopuściło. i jabym mógł co do tego dodać nie mniej szczególnego, ale muszę milczeć. Niegodzi się, niegodzi.
Zamorski spojrzał ciekawie, leśniczy wstrząsnął tylko głową i powtórzył:
Niegodzi się.
Dopytywać nie śmiał dzierżawca, aby nie obudzać jakiegoś podejrzenia, obiecywał sobie drugim razem dobadać się więcej. Pożegnali się u wrót, pan Zamorski zdala stojącą Dosię salutował, siadł na bryczkę i odjechał.