Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mléka: patrzcieno jak się maże i płacze, możeby piło.... Jabym u was najął mléko dla niego.
Kozaczycha rozśmiała się.
— Cóż? i sami niańczyć będziecie? sami bawić, chuśtać, kołysać? A! to chyba nic już więcéj robić nie będziecie mogli! Dziecko, to wiekuisty kłopot; pamiętam, com ja miała ze starszym, z tym nieborakiem Tymoszkiem, który roku nie dożył, a i z Horpyną: ani dnia, ani nocy spokojnéj.
— Alboto ja i tak bardzo śpię, czy tak bardzo co robię wiele? — rzekł uparty Jermoła, który się do swojego znajdy przywiązywał coraz bardziéj — mnie aby się tylko kilka godzin przespać, a dziecko to prawie ciągle spi a spi, byleby nie było głodne.... Znajdę czas i przedrzémać się, i do ogródka zabiedz, i kartofli sobie upiec.
— Ale czémże je karmić będziecie?
— Ano, mlékiem.
— Kiedy ono może i pić jeszcze nie potrafi, takie małe...
Jermoła westchnął.