Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawi do pomocnika i zabiorą sobie gdzie do jakiego szpitalu...
— Zabiorą! — krzyknął Jermoła z płaczem w głosie — a to mi ślicznie radzicie! A będąż doglądać, pilnować: gotowi umorzyć niemowlątko! /
Stara ruszyła ramionami.
— A wy jak sobie z niém radę dacie?
— Radźcież na to kumo!
— A jakże myślicie?
— Czy ja wiem co myśléć — przerwał stary — mnie się w głowie zawraca co tu począć. Za nic porzucićbym nie rad dziecka, które sam Bóg oddał mojéj opiece: wyhodować go nie wiem czy potrafię,... Tylko mi się zda, czemużby nie!
— Będziecie je musieli oddać na mamki, to najprędzéj do Jurkowéj niewiastki.
— A! za nic! — zawołał Jermoła — ot to! taka zła baba, toby mi je przymęczyła, a zażądałaby odemnie nie wiedziéć czego, kiedy u mnie grosz grosza goni... Gdybyście mu dali