Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poczęli; a ja rychléj niż kto, bo mi w trzydziestu leciech nie wiedziéć z czego głowa poszpakowaciała. Życie się we dworze nie zmieniło, jegomość wciąż krzepko się trzymał, na polowanie chodził; ale wszakże coraz mniéj zapalczywie, więcéj około ogródka się krzątając, bo na nogi szwankować powoli zaczął. Myślę, że je chodząc po błocie zerwał, bo chodził bardzo wiele i niezmiernie szybko.
Kiedy się począł pochylać i trochę niedomagać, jeszcze jakoś smutniejszy się zrobił: pracy już mu było dobrać ciężko, do książek się wziął więcéj a stękał, i w nocy wzdychał czasem, wywołując imię boże, aż mnie śpiącemu w drugiéj izbie łzy się do oczu cisnęły.
Cośmy go chcieli zabawić, to tém, to owém, coraz nam przychodziło ciężéj. Jam mu ptastwo hodował: rozrywało go to trochę, ale z dnia na dzień zaczął gorzéj zapadać i obojętnieć na wszystko.
Jak tylko się położył, zaczęli powoli zaglądać do nas zdaleka jacyś dotąd nieznajomi panowie. Przyjechała jakaś jejmość, mówiono