Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścić! Na drzewie codzień jakaś okazya do kieliszka: żyd psia wiara na każdéj mieliźnie, przy każdéj śluzie wódczyskiem zalewa, a ludzi poczciwych diabli biorą.... Byle jego drzewo do Niemców doszło, i talary się posypały, co jemu flisy! Mnie ot, jak widzicie, wiek minął i nie zachciało się nawet zobaczyć, co tam daléj po świecie się święci: małom kiedy za wrota wyruszył, a niczego u Pana Boga nie proszę, tylko żebym tu moje kości położył.
— Kiedy wam z tém dobrze?
— Dobrze? hę? juściż teraz musi być dobrze, bo świat nie dla mnie, a byle kąt i łyżka strawy, więcéj człeku niepotrzeba; ale bywało różnie, a wszystko na swojém śmietnisku jakoś i złą dolę przeżyć łatwiéj przyszło.
— A wyście tutejsi? — spytał flisak.
— Tu się urodziłem, wiek przestękałem i życia dokończę — odparł staruszek trochę smutnie. — Grzybowi nie tańcować!
— To ciekawa być musi historya?
— Czyja?
— A wasza?