Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za co? za przemieszkanie w pustce? A to mojemu Sydorowi łaskę zrobicie jeszcze, bo onby chciał chatę utrzymać: jakby był kto, coby ją podpierał i pilnował, postałaby dłużéj. Jeżeli myślicie tu posiedziéć, przysłałabym wam okienko, któreśmy wyjęli, żeby kto go nie ukradł.... Ot! i zgoda!
— Doprawdy? — spytał uradowany Jermoła.
— A cóż, i owszem.
— A niechże wam Bóg płaci i szczęści! — zawołał staruszek — będę wam pilnował kąta, oczyszczę sam i wylepię, i jeszcze taki siud tud posłużę za to. Lżéj mi tu będzie, bo bliżéj mojego chłopaka: dowiem się co czasem o nim.
— Ano, zgoda: Sydor będzie kontent, wy radzi, czegóż chciéć? Mnie to wszystko jedno, jeszcze mi ogródka dojrzycie?
— Nietylko dojrzę, ale go wam porządniéj choć kozikiem ogrodzę: byle chrust.
— Ot i dobrze! — zaśmiała się Naścia — chodźcie do nas na wieczerzę, pogadacie z moim, zabierzecie okno, weźmiecie trochę trzasek prze-