Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrogi — trzeba ją odprowadzić na mogilnik i rzucić garść piasku na jéj domowinkę...
Milczący postał przy drzwiach na kiju oparty, i powlókł się za orszakiem pogrzebowym, w którym zięcia ani córki nie było: sami obcy i domownicy, czeladź i dalecy krewni.
Cmentarz był między dworem a chatą Jermoły: w tę stronę poszli z pogrzebem, a wśród mroku szereg świateł, z któremi bractwo towarzyszyło trumnie, rozwijał się długim sznurem oświecając rozwite chorągwie. Mogiła już była wykopaną przez Chwedora, żółta glina kupą leżała nad nią: poświęcił ją ksiądz i spuścił do dołu staruchę, a kto żyw rzucił jéj garść piasku z pożegnaniem na oczy.
Jermoła dopełniwszy obowiązku, powoli nieprzytomny powlókł się machinalnie do staréj chaty: nie pilno mu tam było.
Huluka, który się już tutaj niemal za pana uważał, i choć dobre chłopię, trochę miał staremu za złe, że mu zawadzał, zastał w progu na pełnych nadziei rozmyślaniach. Chłopcu zdawało się, że gdyby nie Jermoła, mógłby ogró-