Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kamyka na to miejsce nie rzucił. Żyje tu wszystko co żyło: i powieść o założeniu osady oboranéj parą czarnych byków, co ją ma bronić od zarazy i pomorku na bydło; i historya jakiegoś kniazia, który się w stawku utopił, i napad tatarski, i bajka o dwóch braciach, co się w jednéj kochając dziewczynie, zabili, a ona z żalu po nich na mogile ich się obwiesiła.
Pieśń jedna powtarza się od lat tysiąca, obyczaj jeden rządzi zawsze niemi, i są mu wierni jak obowiązkowi zaciągniętemu względem ojców.




Przenieśmy się teraz w opisaną okolicę nad brzegi Horynia.
Przyznam się, że pomimo przywiązania mego do naszéj ziemi, są lata, w których wiosny u nas, pięknéj owéj, świeżéj, zielonéj, wesołéj, zefirów pełnéj, poetycznéj wiosny dopatrzéć się trudno: wygląda ona na bajkę wierutną i niepotrzebnie na zaoskomienie pożyczony grecki mythus. Zaczyna się tu od wichru i de-