Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie.... Drżałem, prosiłem Boga, żeby mi wprzódy dał umrzéć: przedłużył wieku, niech przyjmie tę godzinę jako ofiarę za grzechy.....
W czasie téj rozmowy, Radionek stał pomieszany nie wiedząc co począć, i poglądał to na starego, to na nowych swoich rodziców. Na twarzy ojca jego widać było niecierpliwość, rozczulenie i jakby urazę; w oczach matki tylko niepokój i litość. Jermoła opadł na siłach i ze spuszczoną głową siedział przybity.
Rozmowa przerwana ostygła, i powoli weszła na ton powszedni, spokojny. Znać było, że Drużyna chciał zaraz zabrać syna i z nim odjechać, i nie wiedział jak sobie począć: noc stawała się coraz ciemniejszą. Jermoła się już nie sprzeciwiał niczemu, milczał, a niekiedy wzrokiem tylko badał swe dziécię.
— Jedźmy — rzekł nareszcie pan Jan pocichu do żony — jutro po niego powrócim.
— A dziécię....
Radionek dosłyszał tych słów i przelękniony przytulił się do starego piastuna. Jermoła z wdzięcznością przycisnął go do piersi.