Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co to ojcze? czy się wam co w drodze nie zrobiło, że tak prędko powracacie?
— Nic, moje dziecko, nic, owszem zdybaliśmy tego oto poczciwego chłopaka, który był przy garncarzach w Mrozowicy, i ofiaruje się nas polewy nauczyć.
Radionek z krzykiem podskoczył.
— Czyż to być może?
— Ot tak! jak mnie żywego widzicie! — zawołał Siepak — i rad jestem, że moim kochanym Mrozowiczanom figla wypłatam, bo mi łotry kością w gardle siedli....

Ja tobi ne brat... ty meni ne swat,
Ne wertajsia wże nazad...

Począł śpiewać wziąwszy się w boki, i wyskoczywszy z wozu nuż się przyglądać z miną znawcy przyrządom garncarskim; ale znać w nim było wiejskiego próżniaka, który na wszystko rad z góry patrzéć i śmiać się z każdéj rzeczy. Przybór prostego zduna wydał mu się taką lichotą, tak ramionami ruszał, a brał się za boki oglądając go, że Jermoła i Radionek niezmiernie posmutnieli. Siepak gorzko się odzy-