Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łożoną w lesie u granicy dwóch posiadłości, stanęła sama. Chwedko regularnie wypijał tu kieliszek wódki i fajkę sobie zapalał.
Zawstydziło go to jednak nieco, że bez jego pozwolenia zatrzymała się dereszowata; nie śmiał tak bez racyi pójść na porcyą, ale zsiadł z wozu i siano kobyle podrzucił.
— Ale parzy! — rzekł wytrząsając lulkę powoli.
— Jak ukropem....
— Możebyście poszli pod dach, a ja się wódki napiję, bo czegoś po żołądku kręci.
— A skwar?
— E! nie! wódka ochłodzi.
— No, to pij zdrów, ja zapłacę — rzekł Jermoła złażąc z wozu.
Karczemka, o któréj mowa, była jedną z tych jamek żydowskich, w których oni czatują na biédną chłopka duszę. Nie kryła się nawet z tém, że wódką żyła: zajazdu przy niéj nie było, mała, odrapana z tynków, krzywa, w ziemię wsiadła, placykiem tylko obszernym, któ-