Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A prawdę wam powiedziéć? — rzekł Jermoła.
— Jużciż: a cobyście mieli zmyślać?
— No, to ja nie do miasteczka jadę, a daléj....
— Ot to! a chłopiec wasz mówił, że jedziecie długi u żydów odbierać?
— Takemto ja przed nim pobałamucił..... ale to co innego.
I tu Jermoła z westchnieniem opowiedział staremu historyą polewy, a Chwedko splunął ruszając ramionami.
— At! zachciało się dziecku kafli z pieca! Kiedy wam dobrze, trzymalibyście się tego co jest, a nie szukali lepiéj: czasem, kumie, zbyteczna mądrość to także głupstwo. Robicie proste garnki, na to macie kupców codzień: lada żebrak bez was sobie jadła nie uwarzy, najuboższy potrzebuje garnka. Z polewą to już inna rzecz: we wsi niewiele jéj kto weźmie, musicie do miasteczka. Żydzi od was będą szachrować, na targu sprzedaż licha: to całkiem co innego.
— Ale się chłopcu zachciało....