Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A pamiętacie, kumie, jakto ja wam kozę kupował? — rzekł stary śmiejąc się — hę! Szmul jeszcze mi to dodziśdnia pamięta.
— Bóg ci zapłać, Chwedku, ślicznie się nam udało; choć koza zdechła, ale mi dziecko wyżywiła.
— Niech Bóg szczęści, śliczny chłopak.
— Aż pociecha patrzéć, gdyby jagoda! A! a! co to za chłopiec — dodał Jermoła — rokby o nim potrzeba gadać, żeby wypowiedziéć, jakie to poczciwe, rozumne, i śliczne, i roztropne....
— Jak moja kobyła — dorzucił Chwedko — nie porównywając: co to za skarb dereszowata! A nu! wiu! staruszko! wiu, gołąbko! wiu, het!... A wy się na starość wyprowadzili na garncarza?....
— Ha! potrzebać było dać chléb dziecku.
— Zapewne.... Ale czyto myślicie, że się o niego rodzice nie upomną do końca?
— A któżby się śmiał upomniéć? — zawołał niespokojnie Jermoła — a na cóżby go rzucali, żeby się potém dopominać?