dokuczy i cało ze wszystkich niebezpieczeństw nie wyjdzie. Na oko, wziąłbyś owego w szaréj świcie, obwieszonego sakwami i prowizyą łapciów odartusa, za włóczęgę lub żebraka; gdy tymczasem za okładzinami jego czapki lub cholewą buta, w świstku papieru, krociowa często sprawa i najważniejszy interes spoczywa. Pan Bóg stworzył Poleszuka na posłańca: przewącha zawsze drogę najbliższą, trafi wszędzie i prześliźnie się z nieporównaną szybkością. To téż w nałogach szlacheckich jest dotąd posłaniec; i poczta najlepsza nie potrafi go zastąpić. W każdéj wiosce jest takich kilku kwalifikowanych pieszaków, którzy per pedes apostolorum o kilkadziesiąt mil chodzą, i byle im kilka złotych czystego zarobku, gotowi pójść z listem do Kalkuty. Dotąd trwa podanie o takim Poleszuku, którego jakiś pan Ogiński wyprawił do kuzyna swojego w Paryżu, a ten mu w kilka miesięcy odpowiedź z pokłonem dostawił.
Posłaniec Poleszuk choćby miał konia, to go nie użyje, uważając go raczéj za niepotrzebny ciężar, aniżeli za siłę pomocniczą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/14
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.