niewdzięcznością, nie skarżył się na nich: wiedział bowiem, że wieśniak mało ma godzin, z którychby sercu mógł zrobić ofiarę, że nie chęci mu braknie, ale czasu i możności, a obojętność jego pozorna najczęściéj bywa dziełem przypadku. Trzeba znać to życie, widziéć znużenie, porachować ile tam zostaje na spoczynek i myśli, by się niczemu nie dziwić. Jedném tylko sercem wyższy był Jermoła od swoich współbraci, zresztą nie poprzestał być dziécięciem wioski, zachowując jéj upodobania, nawyknienia, obyczaje i przesądy.
Nazajutrz po opisanym wypadku, w całéj Popielni o niczém nie było mowy, tylko o znalezioném pod dębami dziécięciu, o Jermole i kozie kupionéj u Szmula, bo się Chwedko nią chwalił, równie jak swoją historyczną dereszowatą kobyłą. Tysiącznemi domysły usiłowano sobie wytłumaczyć zjawienie się podrzutka, niesłychanego w dziejach wioski zdarzenia, składając ten występek nie na wieśniaków naturalnie, którzyby go popełnić nie mogli, bo to nie jest w ich obyczajach, ale na tajemniczą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/121
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.