Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsześmy i nie wszyscy jakiemi być powinni. Nie dziw, że wziąwszy ściśle w rachubę co przeciw nam, a co za ludem mówi, zawsze bezstronny sędzia przyzna téj klassie więcéj poczciwości niż innym: boć dla pięknych oczu możnych i szczęśliwych ani im darować błota, którém się walają, ani zapoznać ich nie zawadzi, co tak cudnie przykładem świeci nam od dołu.
Nie waham się, w ciągłych i żywych będąc stosunkach z wieśniakiem naszym, lepszym go uznać rodowo, instynktowo, niżeli ludzi innych klass społeczeństwa, niżeli lud w innych plemionach Europy, szczególnie na Zachodzie. Spojrzyjmy, porównajmy, policzmy występki, a zdziwimy się moralności ludu zupełnie opuszczonego, i z powietrza, ze krwi własnéj czerpiącego siły do cnoty. Maluczkie plamy, o! jakże łatwo wytłumaczyć się dają, byleśmy sprawiedliwemi być chcieli; lecz dziś przez nieuchronną reakcyą idąc w ślad za Zachodem, i my plujemy na wieśniaka, przenosząc wszystkie cnoty do salonu. Nie przeczę, jest ich wiele i tam; ale nas wszystkich uczą katechizmu