użyć nie mogę i nie chcę. Stanie się co ma być: bronić się będę do ostatka, ale na prawéj drodze.
— Ale i ja — przerwał sędzia, którego to tknęło — i ja jestem tego zdania, żeby iść prosto i jak najprawiéj; cóż, kiedy tu podstęp widoczny? jakże go odeprzeć? minę chyba kontrminą. Czemuż oni nie występują, przeciwko nam wyraźnie?
— Nie jest to racya, abyśmy środków, które naganiamy, używali: ja tego nie chcę.
— Prawdziwie jw. hrabia uwielbieniem mię przejmuje! łamiąc ręce rzekł sędzia. Takich charakterów antycznych — dodał podnosząc oczy do góry — nie ma już na świecie. Chlebabyśmy nie jedli, gdyby człowiek stał tak marmurowo przeciw szelmowstwu ludzkiemu, które nas otacza. A! zepsucie, jw. hrabio, nie do uwierzenia zepsucie i demoralizacya!
I ten, co przed chwilą doradzał najohydniejsze środki, z głębi przejętego serca wzdychał teraz nad zepsuciem wieku, obwiniając je o własny występek. Nie dziejeż się to tak codzień i wszędzie?
— Prawość! prawość! ja sam mówię, dorzucił sędzia: nie ma jak prawość! ale z tym światem i z tymi ludźmi... a! jak trudno! Człowiek szlachetny, nie mówię tego do siebie, zawsze najnieszczęśliwszy.
Westchnął głęboko.
Hrabia zrozumiał to dobrze; wiedział on już, że gdy rozmowa na ten się przedmiot staczała, zawsze się datkiem i ofiarą na otarcie tych łez prawości kończyć musiała. Schwycił więc kopertę ku temu przygotowaną, i wcisnąwszy ją w rękę serdecznego przyjaciela, który z roztargnienia dłoń wcześnie trzymał zręcznie wyciągniętą i otwartą, pożegnał gorliwego doradcę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/95
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
87
JASEŁKA.