Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

66
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— O! to bardzo daleko! Ty jak się tam zasiedzisz, nie wiem czy do nas zechcesz przyjechać.
I spojrzała mu w oczy.
— Bo choć się nie gniewasz na ojca — wszak prawda, że się nie gniewasz? — ale cię przecię wstrzymywać coś będzie, bo wy się nie rozumiecie. Powiedzże mi, kiedy my się znowu zobaczymy?
— Bóg wie! To prawda: do was natrętnie się tu cisnąć mi trudno; każda moja bytność będzie się zdawała wyrzutem, co gorsza, przymówką o jakąś pomoc, a samo posądzenie o to już dla mnie bolesne. Jednak wyście cała moja rodzina na świecie, jedyna; nikogo nie mam, a przez te krótkie, pamiętne godziny nieszczęścia, poznałem was, przywiązałem się do was, do ciebie, więcej niż myślicie!
— Doprawdy? Jakże mnie cieszy, Jurasiu! Ty także nie wiesz, jak ja cię bardzo kocham! nie wiem, czybym tak rodzonego brata potrafiła. Pamiętasz, kiedyś się tu pierwszy raz niespodzianie zjawił... oczy się nasze spotkały, zadrżałam cała, przeczułam już w tobie brata. Nie wiedziałam wówczas co to znaczy... dziś rozumiem. A! gdy się nam przyjdzie rozdzielić na długo, smutno, smutno mi będzie. Ale choć ja tych rzeczy nie rozumiem, dodała Lola: słuchaj-no, może ja nieźle poradzę. Tam czy tu, pracować wszędzie można. Dla czegoż tam, daleko, masz koniecznie szukać tego ziemi kawałka? Tuby ci go Otto znalazł. Tu my, tu Maks, tu on, tu trochę życzliwych i znajomych, i lepiéj między nimi być może.
— Dziękuję ci za radę. Kto wie, może pójdę za nią? gdybym znalazł co gdzie blizko?
— Koniecznie blizko, dodała żywo Lola: choć czasem widywaćbyśmy się mogli, i mama, i ja. My często