Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

65
JASEŁKA.

ojcu zostało, jużbym nie przyjął ofiary i ciężaru. Wola jego nie została odwołana widocznie, jawnie. Możemy sądzić, że chciałby był jakoś zrobić inaczéj, ale na to nie mamy dowodów; niechże tak będzie jak postanowił. My zostańmy dobrymi przyjaciołmi.
— To najważniejsza, zawołała Lola uśmiechając się: będziemy sobie siostrą i bratem.
I zbliżyli się do siebie pociągnięci urokiem, z którego oboje nie zdawali sobie sprawy. Jerzy mimowolnie zszedł myślą w głąb serca, i porównał wrażenie, jakiego w téj chwili doznawał, z tém, które go ciągnęło ku Anecie. Tamto nie sięgało po za granicę wszystkich silniejszych wzruszeń powszednich; to miało w sobie coś tajemniczego.
Tamta go bawiła, ta pociągała. Z tamtą śmiać się potrzeba było i trzpiotać, aby z nią przyjść do zgody; z tą każde słowo łatwo stroiło się do tonu, myśli ich zgadzały się. Bez wysiłku byli w harmonii zupełnéj.
Jerzy to sobie tłómaczył uczuciem siostry i brata, którego nie znał, a siłą jego był zdziwiony.
Wprawdzie hrabina przytrzymywała go w tym domu, który tyle miał powodów co najprędzéj opuścić; ale ona sama nie byłaby go potrafiła zatrzymać. Uśmiech i spojrzenie Loli, z którą się tak od razu dobrze rozumieli, przykuwały go do tych ciemnych pokoików, których opuścić żal mu było: silił się, wstawał, odejść nie mógł.
Hrabina zamyśliła się głęboko; młodzi usunęli się trochę.
— Dalekoż to — spytała Lola — ta twoja nowa dzierżawa?
— Trochę będzie daleko: tak prawie jak Horyca.