Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

305
JASEŁKA.

z mostu — pojechała sobie odwiedzić w Horycy tę tam matkę Jerzego? co?
— Tobież zkąd ta myśl?
— A! myśl! prawda, że to jest myśl, powtórzył p. Jgdrzéj. Mnie ona znikąd, ot tak sobie. Alboby to co szkodziło? To po drodze do Pińska, toby i śledzi można kupić.
P. Jędrzejowa pokiwała głową: niełatwo ją było oszukać.
— Przyznaj mi się, żeś to nie ty skomponował?
— E! ja bo nic nie komponuję; ty to wiesz... odparł skromnie p. Jędrzéj. Już ty się domyślisz czyja myśl.
Kiwnęli sobie głowami, nic nie mówiąc.
— Dość, że téj Anecie młokosa tego z głowy wybić niepodobna.
— Niepodobna wybić! niepodobna! rzekł smutnie p. Jędrzéj.
— A no, to rada trudna, kiedy on do niéj serca nie ma.
— No, toby jeszcze mogło się znaleźć, ja myślę nie szkodzi próbować. Młody.., tego... i zawsze... dodał Jędruś, nie zbyt jasno wyrażając myśl zresztą zrozumiałą. Ale jak już sobie chcecie. No, a w ostatku gdyby i nie kochał, czyżby się dla tego ożenić nie mógł?
— Co ty pleciesz? groźnie spytała pani.
— Nic! nic! ja tak sobie! zawracając się odparł mąż pomieszany, czując, że na niebezpieczną wszedł drogę.
Skończyło się na tém pierwszym razem; jednakże gdy projekt poddano powtórnie, gdy Aneta coraz