Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

246
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Nareszcie panna Moroszówna była gotowa, a cały dwór z Jerzym wyszedł ją wyprowadzać na ganek, żegnać, przestrzegać gdzie wypadało wysiąść na moście, do jakiego dążyć noclegu, żeby noc spokojnie przepędzić i t. d., i t. d. Paweł żałował, bo to była ruchawa natura, że mu niepodobieństwem było rozdzielić się na dwoje, i nie mógł napół pojechać z panią, pół z paniczem pozostać.
Teraz próbował on już powoli, po troszeczku kłócić się z paniczem, tak jak był zwykł ze starym panem, ale mu się to zupełnie nie udawało. Hrabia wiedział, że to Pawłowi potrzebne było, i wywoływał sprzeczki, które się zawsze kończyły czule lub pociesznie; młody ustępował mu w obawie, aby biedaka nie zmartwić, i Paweł musiał się cofać, widząc, że drzwi, które wyłamuje, stoją otworem.
Nie rzucił jednak służby przy paniczu, i ślizgał się cały dzień, chodząc niepotrzebnie po jego pokojach. A że w nim spieranie się i narzekanie długi nałóg drugą uczynił naturą, obrał sobie Wicka na uciemiężonego, na nim żółć swą wylewając. Nieustannie łapał go na jakimś zdrożnym uczynku, dawał morały, a niekiedy kręcił go nawet za uszy.
Wicek począł z rozpaczy przedwcześnie tabakę zażywać, i to nieco złagodziło starego.
Zresztą też same dzieje powtarzały się w Horycy codzień, często nawet jednemi słowy, bo do nowych brakło strawy świeżéj. Jerzy sam pozostawszy, pędził życie, które mu może najlepiéj do stanu jego duszy przypadało: jeździł po polach, polował, łamał się z końmi młodemi, chodził na długie przechadzki.
Raz z jednéj takiéj powracając wieczorem, przyszedłszy do swojéj izdebki, zdziwił się mocno, list