Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

203
JASEŁKA.

kolana i chwycił drugą jéj rękę, i była chwila milczenia i łez, która ich połączyła wszystko troje w jakiémś niemém zapomnieniu.
— Odezwiéj się do mnie Jerzy, przemówiła nareszcie Lola. Bóg już wie kiedy zobaczymy się znowu. Ja chcę głos twój posłyszeć, chcę się twą myślą nakarmić. Mam do ciebie pytań tysiące, chcę ci powiedzieć tyle rzeczy...
— To wszystko Lolu droga — odparł Jerzy — zaczyna się i kończy na tém jedném, że kocham ciebie. Ten, kto śmiał mówić inaczéj, kłamał bezczelnie; dziś ty mu wierzyć nie możesz.
— Jam nigdy nie wierzyła, mój Jerzy! to być nie mogło! Nasza miłość jest jak sznur złoty, który pochwycić mogą i targać, ale go nie rozerwą.
I spuściła główkę.
— Mów, rzekła; jam łakoma cię słuchać.
Jerzy musiał wezwany choremu dziecięciu, opowiadać znowu swoje dzieje, a hrabina słuchając i wpatrując się w nich milcząca, przekonała się, jak to uczucie, które ją przerażało, silne i wielkie być musiało. Lola w ciągu téj półgodzinnéj rozmowy ożywiła się, odżyła, nabrała siły, na twarz jéj wystąpił rumieniec, zdawała się być uzdrowioną cudownie. Każde słowo Jerzego wlewało w nią moc nową...
To przywiązanie tak gwałtowne, w macierzyńskiém sercu hrabiny odbiło się, stawiąc w niém dwa ostateczne wyroki: śmierć lub grzech. Drżąc cała, ufała tylko w Bogu, że oboje odwrócić potrafi, ale sama nie wiedziała co począć. Łzy jéj płynęły na rękę Loli, ciche, gorące, błagające o litość. Kilka razy spojrzała na Jerzego, nie mając siły go odegnać, a każda chwila zdawała się jéj zwiększać niebezpieczeństwo.