Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

204
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Któż mógł wam — spytał w końcu Jerzy — spleść tę baśń o Anecie?
— Od któréj ja mało nie umarłam... przerwała Lola. Chcieli mi ciebie wystawić kłamcą, zabić we mnie wiarę, wydrzeć mi mój ideał... A! to była chwila okropna! Na miejscu mojego Jerzego stanął ktoś, szatańska postać z niewinnym wzrokiem, a zdradą w sercu... Gdyby tak kiedy być miało, żyć nie warto!
— Ale któż to przyniósł?
— Kto? odpowiedziała matka, wszyscy: Maks... doktor poczciwy... sami nawet państwo Jędrzejowstwo, będąc tu z córką, dawali do zrozumienia... Aneta płoniąc się, gdy o tobie była mowa, pół-zwierzając się przed Lolą, potwierdziła te plotki...
— Na Boga! to spisek! zawołał Jerzy: to niegodny podstęp!
— Nie, odparła Lola, któréj boleść dawała jasnowidzenie: ja teraz czuję i rozumiem wszystko... Aneta kocha biedna, ona cierpi jak ja.
— Ale to być nie może!
— Aneta kocha! powtórzyła Lola. Ja się jéj nie dziwuję: możnaż cię poznać i nie kochać?
Jerzy odpowiedział pocałowaniem jej ręki.
Hrabina była w dziwném położeniu. Czuła, że im bardziéj przedłuża się ta rozmowa i bytność Jerzego, tém uczucie rozżarza się mocniéj, tém większe grozi niebezpieczeństwo; ale złamana obawą o zdrowie Loli, słaba dla swéj jedynaczki, nie śmiała im przerywać chwili téj czystego szczęścia, może jedynéj w życiu. Chciała odejść i obawiała się ich porzucić; siedziała przykuta. Jerzy zapomniał o czasie, o godzinach... dzień przeleciał błyskawicą, wieczór się zbliżał. Lola