Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

183
JASEŁKA.

o kilkadziesiąt mil w koło. Rozumie się, że jemu i tym, co z nim byli w stosunkach, nie szczędzono jaskrawego kolorytu: kiedy malować to malować.
U państwa Jędrzejowstwa pierwszy jakoś dowiedział się o tém sam mąż, i wpadł zdyszany do żony, kręcąc wąsy, których nie miał.
— Otoż nowina! oto nowina! wołał.
— Cóż się stało?
— Osobliwsze rzeczy! Żyd przyjechał z Pińska, który był, widział, słyszał i wie najdokładniéj... to rzecz niezawodna...
— Ale cóż przecię?
— Kiedy mi nie dajesz powiedzieć, kochana Stasiu.
— Ja nie daję! panie Jędrzeju! z przyciskiem i wyraźną groźbą odezwała się żona...
— Przepraszam duszeczko, całując usuwające mu się rączki, zawołał skruchą przejęty Jędruś. Ale nie patrzże na mnie tak srogo, bo mi to odejmuje pamięć i przytomność... Otoż jest wiadomość z Pińska, że hrabia Jerzy... Jerzy... no wiesz, co Aneta w nim...
— Ale cóż pleciesz!
— No tak! Jerzy... znowu historya!
— Cóż się z nim stało?
— Przybrany został za syna przez niejaką pannę Izabellę Moroszównę, bardzo bogatą, milionową osobę, która się niegdyś w jego ojcu kochała... Ta zapisała mu cały majątek, kupiła dla niego Horycę, i ma przy nim zamieszkać...
— Cóż to znowu za bajki! odezwała się Stasia.
— Jak to bajki, kiedy Żyd mówił! Żydzi zawsze wiedzą najlepiéj... Jankiel... Już ja ci powiadam, że prawda.
— To do niczego niepodobne!...