Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

184
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale tak jest! tak jest! Aneta miała dobry węch!.. ho!
— Co to jest? co to jest? groźnie i ostro przerwała Stasia: co za domysł szkaradny?
Jędruś rozśmiał się z lekka jeszcze, ale mocno pomieszany.
— E! to ja sobie tak tylko mówię...
— Aneta, wiedz wpan — rzekła matka — nie może być nawet posądzana... Ślicznieby było, gdybyś to wpan, jak to ci się czasem trafia, przy ludziach po wtórzył! Pleciesz i pleciesz! Ej! panie Jędrzeju!
Jędruś spuścił głowę, pokręcił wąsa i zamilkł przygnębiony, a matka żywo poszła z nowiną do córki, którą, jak zawsze, tak i teraz zastała roznerwowaną, smutną, zamyśloną i niespokojną.
— Cóż ci to, moje kochanie?
— Czuję się niezdrową...
— Ja to sama widzę i posłałam po Szemerego.
— Posłała mama? na cóż?
— Ale, jeśliś chora...
— Ja znowu tak chora nie jestem.
— Zawsze lepiéj, żeby cię zobaczył; pojechali po niego wczoraj jeszcze, ale go wyszukać niełatwo, bo nigdy w domu nie siedzi... Ja sama widzę w tobie coś nienaturalnego...
— Sama nie wiem co mi jest.
Matka troskliwie wpatrywać się w nią zaczęła.
— Szkoda, żeśmy do wód nie pojechali.
— Wodyby nie pomogły, odparła Aneta, patrząc na matkę załzawionemi oczyma.
Mówiły jeszcze z sobą, gdy wilk, o którym właśnie wspomniano, zjawił się we drzwiach. Szemere wszedł po pokoju, przydybany gdzieś u wistowego stolika