Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

175
JASEŁKA.

nowicz: myszy, szczury, pył sprzysiężeni na nią nieprzyjaciele, knujące spiski wrogi... Conjuralio Catilinae, a szczur tu reprezentuje Katylinę...
— Zostańcie więc, rzekł Jerzy: zostańcie; mam nadzieję, że tu wam tak źle nie będzie. Zapewniłem wam spokój i to wszystko do czegoście przywykli.
Paweł machnął ręką, jakby mówił: Co mi tam!
We czterech potém poszli z Jerzym oglądać domowstwo, którego on gdy pierwszy raz przybył, prawie nie widział, i ze wspomnień tylko dziecinnych miał je w pamięci.
Niewiele mu się też tu zmieniło od młodych lat, mniéj jeszcze od śmierci ojca, w którego pokoju ogień tylko wygasł na kominie. Paweł nigdzie sprzętu nawet poruszyć nie pozwalał. Radwanowicz z kolei powiódł go do swéj biblioteki, którą się pragnął pochlubić.
Była to salka cała od góry do dołu wypakowana, dosyć skromnie na sosnowych i dębowych półeczkach umieszczonemi książkami, bez żadnego porządku. Radwanowicz nigdy nie mógł przyjść do systematycznego ich układu, utrzymując, że każdą książkę w chaosie tym może znaleźć na zawołanie, a gdyby inaczéj je uporządkował, do niczegoby nie trafił. Leżały więc jak Bóg dał, w największym zamęcie, jak wiadomości w głowie Radwanowicza, i przedstawiały obraz dziwny nagromadzonych płodów fantazyi, umysłu, nauki z najróżniejszych świata duchowego krańców. Radwanowicz pysznił się swą biblioteką, i rzeczywiście poznawał w niéj każdego mieszkańca, dziwnym jakimś instynktem, po okładce, po barwie, po wzroście, po cechach dla innego niedostrzeżonych.
Jerzy popatrzał na to z uczuciem, przypominając, że te stosy były jedyną ostatnich lat ojca pociechą