Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

167
JASEŁKA.

— Cały jestem na usługi... Czy to jest róża w domu smażona?
— Nie, kupna.
— Kijowska, od Bałabuchy, to się zaraz postrzega.. Słucham, słucham.
— Czuję się niebardzo dobrze na zdrowiu, nie chciałabym bez rozporządzenia umierać.
— Ale na Boga! czyż to o tém myśleć w wieku pani!... Róża przedziwna!
— W każdym wieku się umiera.
— Święta prawda!... Śliczne pomarańcze.
— Uprosiłam więc pana dobrodzieja, bo nie życzyłabym sobie, żeby kto wiedział o mojém rozporządzeniu, a chciałabym, aby było niewzruszone.
— To się rozumie, rzekł Trzeciakowski; i zrobimy mocno... Wolno spytać, czy tłuczeńce są asani dobrodziejki?
— Robione w domu.
— Massa osobliwszéj delikatności, proporcya skórki pomarańczowej wyrozumowana... Ale o czémżeśmy mówili? bo te delikatesy robią mi dystrakcyę.
— Mój kochany sędzio, możeby spisać, bo nie zapamiętasz?
— Będziemy pisali... (odsunął nieco tacę, biorąc co napadł z brzegu). Kałamarz, pióro i papier widzę w pogotowiu. Najprzód tedy stan czynny majątku.
— Oto jest gotowy, odpowiedziała panna Izabella, dobywając papier. Sporządziłam go z pamięci. W kapitałach, nieruchomościach ocenionych nizko, różnych sprzętach, obligach pewnych, summa...
Trzeciakowski spojrzał, i przestraszony upuścił tłuczeńca.
— Możeż to być?