Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

53
JASEŁKA.

wark do panny Petronelli! A gdyby i tak było? kto mi tego zabroni... kto? kto?
O wódce nic nie wspomniał Lacyna, ale chodził nachmurzony.
— A jeśli ci powie prawdę, to cóż? spytał siadając Siermięzki. Korona z głowy nie spadnie.
— Ja tego nie lubię! tego nadto!
— Oj! oj! dałbyś już pokój, a Pana Boga chwalił, kiedy ci dobrze. Cóż ty tak wielkiego robisz? a masz wszystko, i pensyjka dochodzi regularnie.
— Jakaż pensyjka? wielkie mi rzeczy!
— No, i chleba kawał.
— Jaki chleb? jaki?
— I dalipan ci dobrze, tobyś nie wydziwiał.
— A! bardzo dobrze! ironicznie rzekł Lacyna.
Paweł spostrzegł, że regentowicza nie ukołysze, i wstawać miał, aby sobie ta burza sama przez się minęła, gdy się wsunęła trzecia postać, także dworak horycki, niejaki pan Radwanowicz.
Był on niegdyś nauczycielem w jakichś szkołach, i zwał się od téj pory „panem professorem;“ rzecz jednak była wątpliwa, kiedy, jak i gdzie ten obowiązek spełniał, gdyż silnie przyparty, wykręcał się żarcikami z oznaczenia miejsca i daty.
Radwanowicz był potężny mężczyzna, podobny silną budową do gospodarza, ale i otyły w dodatku; na twarzy jego malowało się zdrowie żelazne, i gdyby nie łysa głowa, która świeciła jak kolano, poświadczając pewne zużycie człowieka, mógłby za młodszego niż był w istocie uchodzić. Był to ów łykacz książek, bellua librorum, typ znany w świecie, co czyta z nałogu i z czytania niewielką korzyść wyciąga, a raczéj do reszty się niém obałamuca. Nie mając począt-