Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

297
JASEŁKA.

chustką, w kącie; ale zaraz potém przybierał swą obowiązkową pierwszą wesołość, i szedł tak daléj drogą życia, ciesząc, ratując, i służąc jak mógł wszystkim.
Szemere nie był żonaty i nie myślał się wcale żenić, szydząc pierwszy ze swéj twarzy, która się nikomu podobać nie mogła. Pomimo ogromnéj klientelli, nie był bogaty, bo i nie wymagał wiele, i rozdawał dużo. Życie mu szło jak je sobie urządził: cicho, jednostajnie, skromnie. Wszędzie lubiony i chwytany, gość rzadki w domu własnym, nie dbał o swój kąt i czas spędzał na wózku i w gościnie; a tak mu wszędzie było dobrze, że zasiedziawszy się byle gdzie, już prawie wybrać się nie umiał, póki go nie wyciągnięto.
Jako lekarz choć wielkiéj nauki, niebardzo jéj dowierzał; pilnował, radził, ale więcéj w siłę ducha, w proste leki i środki, w naturę, niż w wymyślone specyfiki ufał.
Łagodny, leczył raczéj słowem niż lekarstwem. Kochano go też wszędzie od chatek do pałaców, a choć nie był to człowiek bardzo wielkiego tonu i ogłady, wszędzie serce jego robiło mu miejsce poczciwe. Nie parł się zbyt wysoko, ale zepchnąć się też nie dał zbyt nizko.
Rodzaj filozofa, zawsze uśmiechnięty, wesół, prosty i szczery, duchem tak stał wysoko, że nikt go poniżyć nie mógł.
Szemere inaczéj panem Józefem zwany, bo go pod tém imieniem lepiéj znano w okolicy, od godziny już był u hrabiny; szukano tylko sposobu wprowadzenia go do Hermana.
— Ale to najprostsza rzecz w świecie, rzekł