Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

276
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Przed oczyma Janka przelatywała ciągle ta twarz dziewicza prześliczna, o któréj zapomnieć nie mógł.
— Powiedzże mi co o Maksie? spytał Janko.
— Maks pan, kieszenie ma pełne złota, i upił się pochwałami do sytu. Na dziś wieczór zaprosiła go jakaś półkownikowa.
— O! serce ma z wosku! rozśmiał się chłopak: zaraz się zakocha w niéj szalenie.
Ale przypomniawszy sobie wrażenie, jakie na nim zrobiła nieznajoma, spuścił głowę i umilkł zawstydzony.
Dotąd dziki Janko nie znał tego uczucia, choć przebiegł swobodny kawał świata, a ładnego chłopaka tysiąc razy wabiły dziewcząt oczy i uśmiechy. Nieraz jaż czarne, ogniste wejrzenie niepokoiło go temi obietnicami, które się nigdy nie dotrzymują; nieraz w drżącéj dłoni miał malutką rączkę, która mu się narzucała ściśnięciem; ale naówczas zawsze strach go jakiś ogarniał, jakby prosząc o miłość, życia od niego żądano. Uciekał przelękły, tęsknił, zapominał oczu, uśmiechu i dłoni, która magnetycznie taki weń ogień przelała. Pojęcie jego o miłości było takie, jakiego się czyste a poczciwe chłopię w kozaczych stepach mogło wyuczyć z piosenki; wiedział o niém tyle, co wie śpiewka dziewicza, co mówi bajka i podanie. O ucho jego nie obiło się szyderstwo swawolne, którego, słysząc je nawet, nie bardzo rozumiał; ale się wsłuchał w owe tęskne dumy, w których chmury noszą poselstwa kochanka, ptaki wieści krwawe, cały świat dzieli ich bole i łzy. W tych pieśniach zawsze miłość i uścisk kończą się śmiercią i mogiłą, i dwie dusze płacząc, ścigają się potém za grobem, męczą tęskniąc ku sobie. W pieśniach ludu niezepsutego