Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

198
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

wielkiego artysty i pójdzie inną drogą, kiedy tu uznania nie znalazł.
Najdziwniejszém było, że Janko, który sąd miał dosyć zdrowy, nie umiał się wcale poznać na towarzyszu: brał go za geniusz i dawał sobie wmówić wszystko co Maks chciał.
Wieczorem, gdy po długiéj gawędzie szli drugiego dnia na spoczynek, Maks, któremu szło o to, by zbadać czy nie stracił uroku w oczach towarzysza, ziewnął ogromnie i odezwał się rzucając na łóżko:
— Co ty mówisz o tym domu?
— A cóż, to serdeczny jakiś człowiek ten Marzycki, i lubi muzykę.
— Tak! zimny, pedant! Zdaje mi się, że do genialnych pomysłów nigdy się wznieść nie potrafi, nie ma ognia świętego! nie! Uważałeś jak słuchali, gdym im grał! Zrobiło to wrażenie, nie można powiedzieć, ale jakby pierwszy raz coś podobnego o jego uszy się obiło, stał osłupiały — zimny! To jeden z tych ludzi — ja się znam — którzy wszystko mierzą łokciem starych prawideł: dusza jego nigdy nie podniesie się ku ideałowi, ku tym strefom, w których mieszkają wybrani. Proszę cię, przysuń mi tytuń...
A życie jakie tu prowadzą! dodał Maks: — chleb czarny, jaka strawa! wino kwaśne! lura! dom i meble, co to za graty! Człowiek jednak ma być nie ubogi! Ja tu długo nie myślę gościć — rzekł kończąc — mam jeden projekt tylko: potrzeba mi, żeby ten człowiek swoim wpływem koncert nam na wsi urządził; zbierze się coś grosza i w świat! Jabym się tu na śmierć zanudził: to gorsze od klasztoru!
Janko westchnął.
— Nie ze wszystkiém — rzekł — godzę się z tobą;