Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

10
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

rzenia. Wielka skrzynia, także gdańska, po staremu sepet, skórą cielęcia morskiego obita, zajmowała miejsce między komodą a drzwiczkami, które daléj wiodły.
Dodajmy, że w ścianach kilka jeszcze wgłębień kryło w sobie szafy ciemno malowane i zamczyste, a kilka zczerniałych obrazów krzywo wiszących, twarzami jakichś pradziadów, niewiele smutną postać mieszkania rozweselały.
W pośrodku stał właśnie mężczyzna wysokiego wzrostu, chudy, ale barczysty i muskularnéj budowy, w bardzo prostéj odzieży: kapocie szaraczkowéj, butach z koźléj skóry do kolan, podpasany pasem rzemiennym, w czapeczce na łyséj głowie, zatłuszczonéj i niepewnéj barwy. Twarz miał bladą, zwiędłą, pomarszczoną, ale wzrok bystry, przeszywający i śmiały, wąs spuścisty. Zresztą nie dawał dostrzedz wyrazu ust, które się zdawały uśmiechać czasem szydersko czy złośliwie.
Z pod czapeczki kilka kołtunów nieposłusznych spadało na kołnierz kapoty. Choroba ta, któréj znakiem były zwinięte resztki włosów, dawała mu się zapewne czuć i w nogach, bo chwilami chwytał się za nie z wyrazem cierpienia i dziwnym grymasem w twarzy.
Naprzeciw niego stał pokornie we drzwiach wchodowych od pokojów, wyraźnie rezydent, nieszczęśliwa ofiara, która dla próżnowania i chleba skazana była na znoszenie kaprysów i fantazyi hrabiego i cierpienie jego złych humorów.
Wprawdzie trochę był kulawy na jedną nogę i o kiju nawet stać musiał, co go poniekąd uniewinniało, że na powszednią strawę i swobodę zapracować nie mógł; ale twarz miał tak rumianą, może do zbytku, taki wyraz zdrowia na niéj, że się go chciało do innéj